

Kim JEST Puchalski
Kim JEST PUCHALSKI
Temat Włodzimierza Puchalskiego – jego fotografii, albumów i filmów przyrodniczych jest i łatwy i trudny. Z jednej strony bardzo wielu ludzi, nie tylko pasjonatów dzikiej przyrody zna jego nazwisko i reaguje na nie z ożywieniem i sympatią. Każdy z nich ma w swojej bibliotece (dawno nie wznawiane, a szkoda) albumy, pamięta nawet poszczególne zdjęcia – czy też ujęcia z filmów. Lwia część kadry polskich parków narodowych pod ich wpływem wybrała zawód i drogę życiową. Nie ma też fotografa, który by nie znał „Bezkrwawych łowów”, a samo pojęcie ( idea!) weszło na stałe do naszego języka i wyobraźni.
Z drugiej strony – tak naprawdę ten ogromny dorobek znamy tylko w części. Muzeum Niepołomickie przechowuje archiwum Włodzimierza Puchalskiego. Są to setki negatywów, z tysiącami jeszcze nigdy nie publikowanych kadrów, które czekają dopiero na odkrycie. A teraz wychodzą na światło dzienne i budzą wielkie zainteresowanie miłośników przyrody, fotografików, leśników i – co ciekawe – naukowców. Czas tylko dodał im wartości, bo Puchalski działał na terenie całej Polski, a przy tym uchwycił krajobrazy i zjawiska, które często już bezpowrotnie odeszły w przeszłość.
Chyba nie ma takiego gatunku – włącznie z tymi najrzadszymi, najbardziej płochliwymi i trudnymi do obserwacji – którego Puchalski nie złowiłby swoim obiektywem. Dodajmy, że w przeciwieństwie do współczesnych maleńkich i lekkich cyfrowych cacek, Puchalski dysponował przedpotopowymi wręcz aparatami oraz wielkim i ciężkim modelem kamery, który przy pracy wydawał bardzo głośny szum i terkot. Ale nie przeszkodziło mu to uchwycić owych niezwykle rzadkich scen, a przy tym z jakimś niepowtarzalnym magicznym klimatem.
A przecież te iście armatnie lufy już muzealnych obiektywów i przedwojenne aparaty były znacznie cięższe i mniej precyzyjne, dawały o wiele ciemniejszy i niewyraźny obraz. Jednak pokot Jego fotograficznych łowów jest i będzie imponujący, bo ma w sobie coś nieuchwytnego dla setek mistrzów digiscopingu. Także połączenie jakości i ilości – które tak rzadko idą w parze.
Ale co przede wszystkim powoduje, że Puchalski JEST wielki? Co wciąż urzeka w jego zdjęciach mistrzów i adeptów? Myślę, że tę tajemnicę jego zdjęć w jakiś sposób uchwycił w słowach Tomasz Kłosowski. Chyba ma do tego najlepsze podstawy. To „Bezkrwawe łowy” i „Wyspa kormoranów” zadecydowały, że wraz z bratem Grzegorzem poświęcił życie fotografii przyrodniczej. I od kilkudziesięciu lat obydwaj bracia grasują na Podlasiu, w dorzeczu Narwi i Biebrzy – w tych samych okolicach co Włodzimierz Puchalski.
Tomasz Kłosowski, mistrz obrazu i klimatu, potrafi też „odpowiednie dać rzeczy słowo”. Podczas festiwalu fotografii przyrodniczej WIZJE NATURY w Izabelinie, w Kampinoskim Parku Narodowym pokazał ponad dwieście zdjęć, komentując je pod bardzo różnym kątem, także warsztatowym i technicznym. W pewnym momencie, prezentując przepiękny (czarno-biały!) portret kulika wielkiego rzekł: „ – Po kilkudziesięciu latach odkryłem o co tak naprawdę chodzi w fotografowaniu dzikiej przyrody. Bo wcale nie wystarczy, że 1 – rzadki gatunek jest, 2 – blisko i 3 – wyraźnie na zdjęciu.
Puchalski DOPIERO WTEDY zaczynał te swoje CZARY ZE ŚWIATŁEM”.
I to jest prawda podstawowa warsztatu i twórczości Puchalskiego.
Dowodem są zdjęcia, które osiągnęły jakość mitu.
Talent, pasja całego życia, niekończąca się praca, kilkadziesiąt lat wysiłków ponad zwyczajną ludzką miarę, cierpliwość, oddanie, intuicja, niezwykła spostrzegawczość, miłość do wszystkiego co żywe, ten łut szczęścia, które sprzyja tylko wielkim – to był dopiero punkt wyjścia. Coś oczywistego. Tę „resztę” trzeba było uchwycić-złowić. A za jaką cenę? Popatrzmy tylko na zdjęcia Wojciecha Plewińskiego, wieloletniego przyjaciela, autora wspaniałych portretów Puchalskiego i wystaw jego zdjęć.
Podczas obchodów Roku Puchalskiego – przy wydatnej pomocy i inspiracji Muzeum Niepołomickiego, które przechowuje jego archiwum – pojawiła się cała seria publikacji, wystaw i pokazów. Przypomniały znane prace Włodzimierza Puchalskiego (w tym słynną wystawę kairską z 1949 roku), ale często też pokazały zupełnie nieznane, dotąd niepublikowane kadry.
Miały też miejsce dwie szczególne, choć zawsze kameralne uroczystości. W sierpniu 2009 roku, w Tykocinie (czyli kilka kilometrów od Morus) , przy brzegu Narwi, na skraju Bagna Tykocińskiego staraniem miejscowego stowarzyszenia stanął pomnik Włodzimierza Puchalskiego. Jest drewniany, przedstawia twórcę „Bezkrwawych łowów” z całym jego rynsztunkiem i wiosłem w ręku – jakby pielgrzyma, który przez kilkadziesiąt lat przemierzał miejscowe ścieżki, pola, mokradła i szuwary.
Na podsumowanie Roku Puchalskiego, w marcu 2010 – w kaplicy na cmentarzu
w krakowskim Bieżanowie odsłonięto tablicę pamiątkową.
Na zaproszenie Córki, Anny Puchalskiej i Muzeum Niepołomickiego w pobliskim Dworze Czeczów (rodzinnie powiązanych z Włodzimierzem Puchalskim) mała grupka gości z całej Polski obejrzała następnie wystawę zdjęć i fragmenty filmów. Na poły rodzinny, osobisty charakter tego spotkania , zestaw gości a przede wszystkim ich rozmowy i plany dowodzą, że „bezkrwawe łowy” wciąż trwają.