smak miodu-walencik str tytułowa

Smak białowieskiego miodu – Jan Walencik

„Wziąć żubra za rogi”. Tak się mówi, jeśli ktoś odważy się na coś szalenie trudnego, wymagającego nie tylko odwagi, ale  i wysiłku ponad zwykłą miarę. Jan Walencik wziął żubra za rogi (co też widać na okładce jego książki), kiedy postanowił zrobić serial o Puszczy Białowieskiej. Polski serial przyrodniczy? Tak wielu pytało z powątpiewaniem w głosie, bo mało kto wierzył w powodzenie owego szalonego projektu – i dlatego taki jest tytuł pierwszego rozdziału  tej książki.

To pamiętnik z okresu powstawania filmu, który już wszyscy znają - „Tętno pierwotnej Puszczy”. Dlaczego wyszedł dopiero teraz – po 15 latach od premiery? Odpowiedź jest prosta – bo autor nie miał czasu! Zaraz po „Tętnie” (a raczej równolegle z nim) zabrał się do ścigania, chwytania ich za rogi i powalania następnych żubrów (czytaj: nietypowych-szalonych pomysłów filmowych). Ale to już cała odrębna „saga” do opowiadania.  Jeden z jej najnowszych odcinków to założenie własnego wydawnictwa o nazwie „Żubrowa 10” z planami na najbliższy wiek.

Ale my wracajmy do „Tętna”, które już jest klasyką filmu przyrodniczego i jego legendą. Książka opowiada krok po kroku o narodzinach tej legendy. To też pewnego rodzaj podręcznik  i poradnik – nie tylko dla młodego filmowca !- jak należy realizować swoje pomysły. Pierwsza zasada  (ale pada na samym końcu książki): „Niepowodzenia tylko z początku są okrutne, potem dodają skrzydeł”.

Każdy widz „Tętna” pamięta to przedziwne, fascynujące wręcz wrażenie, kiedy na jego oczach widok jakiegoś miejsca w Puszczy płynnie tak precyzyjnie, jak za dotknięciem różdżki czarnoksięskiej zmienia się  z wiosennego na letni, potem „staje się” jesień, aż w końcu wszystko pokrywa śnieg. A potem zamyka się odwieczne koło natury i ponownie wszystko wraca do punktu wyjścia. „ Jak oni to zrobili?”

Widz zwykle nie pyta o kuchnię – zachowuje się jak gość w restauracji, który zasiada wygodnie i grymasi, czepiając się drobiazgów. Tym razem wszyscy patrzyli jak zaczarowani. Ciekawe, że podobnie zachowywali się podczas prapremiery profesjonalni przyrodnicy – ludzie, którzy przecież obserwowali i badali Puszczę przez kilkadziesiąt lat. Przekonał ich nie tylko ogrom pracy, jaką realizatorzy musieli włożyć podczas 21 miesięcy zdjęć w 30 kilometrów taśmy – co widzieli dzień w dzień na własne oczy.

Autorom „Tętna” udało się w formę dzieła sztuki zakląć nieuchwytnego ducha Puszczy, fenomen wiecznie zmiennej natury, oddać złożoność jej procesów. Otworzyli nową epokę w filmie przyrodniczym. Pokazali, że polifoniczny język sztuki filmowej może współgrać z hermetycznym światem nauki i z tego połączenia stworzyć specjalną jakość, czytelną i magicznie ciekawą dla wszystkich widzów.

Ale zanim doszło do emisji… zanim udało się pokazać galopujące żubry i nurkującego rzęsorka, zajrzeć mrówkom w oczy, przyłapać grzyby na ich sekretnej robocie, pływać razem z wydrą i bobrami, polować z wilkiem i puchaczem, pokazać związek pomiędzy jednym małym liściem a ogromną Puszczą – autorzy „Tętna…” musieli dziesiątki razy wstawać przed świtem, po pas wchodzić w bagno, grzebać w padlinie, brnąć przez chaszcze, godzinami czekać na słońce (lub chmury), znosić upał i mróz.

Lista jest długa. Podobnie jak zestaw zawodów, które musi filmowiec-przyrodnik uprawiać na planie. Być sobie „sterem, żeglarzem, okrętem” czyli …dyrektorem i tragarzem, alpinistą, bartnikiem, łucznikiem, akwarystą, hodować myszy (ale w kieszeni). Wszystko po COŚ …Warto przewędrować przez tę książkę – ten „Traktat o szalonej=dobrej robocie”, zatrzymując się przy zdjęciach (za małych!) i ponownie (lub też po raz pierwszy) obejrzeć „Tętno pierwotnej puszczy”. I zrozumieć, że w życiu najważniejsza jest idea.

Zdjęcia: Arkadiusz Szaraniec